Cud Narodzin, wujek Józek, cz. 2

Dzień Dobry Rodzino 🙂

Podobno najbliższe dwa dni mają przynieść ostatnie wakacyjne upały, dlatego dla ochłody historia zimowa, choć na pewno nie jest zimna. Raczej ciepła rodzinna historia, czyli pierwsze dni Marcina Wróblewskiego 🙂

Wigilia Bożego Narodzenia 1963 roku

Najmłodsze dziecko Józka i Marysi – Marcin – przyszedł na świat 20 grudnia 1963 roku. Moment na rodzenie może nie był najlepiej wybrany, bo to wiadomo okres przedświąteczny, mnóstwo roboty, trójka nie za dużych dzieci w domu, a tu Marysia na 4 dni kładzie się na izbę porodową w Rudkach. No, ale na szczęście już 24 grudnia rano Józek odebrał Marysię z Marcinem furmanką z porodówki i przywiózł do domu, gdzie Hania (lat 12) i Rysiek (lat 10) przy współudziale Grażyny (lat 5) robili co mogli, aby dom jakoś na święta wyglądał. Najważniejszym elementem wystroju świątecznego była, wiadomo, choinka.

 Hania z młodszym rodzeństwem, w czasie kiedy Mama zaczęła się krzątać po domu i obejściu, zaczęła ubierać i stroić jodełkę przyniesioną uprzednio z lasu przez Tatę. Około południa choinka była już cudnie przystrojona w bombki, cukierki, włosy anielskie i nawet świeczki choinkowe, oczywiście woskowe a nie elektryczne, bo takowych jeszcze w domu nie było.

No więc skoro są świeczki, to trzeba sprawdzić, czy się ładnie świecą… Pod nieobecność Rodziców w domu, Rysiek wziął zapałki i odpalił kilka świeczek, Świeciły się pięknie! Dzieci przyglądały im się z zachwytem, nawet kilkudniowy Marcin z pobliskiego łóżka zerkał na migocące płomyki. Sielanka trwałą dosyć krótko, bo od płomyków świeczek zapalił się włos anielski i zaczęła się „świecić” cała choinka oraz firanki w oknie… Na szczęście Mama w odpowiednim momencie wróciła z podwórka i potraktowawszy choinkę i firanki dwoma wiadrami wody, zdołała ugasić coraz większy płomień.

Na krzyki Mamy pojawił się w domu i Józek. Choinka szybko znalazła się na dworze, winny podpalenia został ustalony i Rysiek dostał porządny łomot.

W domu kwas, atmosfera zepsuła się całkowicie, bo Rysiek płacze z powodu łomotu, który dostał, Hania z Grażyną płaczą, bo jak tu świętować, kiedy w domu nie ma choinki, Marcin się drze w łóżku zupełnie nie wiadomo czemu. Słowem – mało świąteczny nastrój.

Józek nerwowy był bardzo, ale te nerwy przechodziły mu bardzo szybko. Zorientował się, że coś trzeba z tym zrobić.

Jako że zbliżała się pora pojenia zwierzyny, nakazał „pieronowi” Ryśkowi napoić konia i krowy, a sam wziął siekierę i poszedł do lasu wyciąć nową choinkę.

Rysiek – chłopak rezolutny – popatrzył na odległość dzielącą „stok” od obory i szybko stwierdził, że łatwiej i szybciej doprowadzić krowy do wodopoju. Jak pomyślał tak uczynił. Wyprowadził krowy z obory i bacikiem pogonił je w kierunku wodopoju. I tu nastąpiła niespodzianka, bo trzymał już spory mróz, a pomiędzy oborą a „stokiem” był mały strumyk, który szeroko wylał na łącynę tworząc sporej wielkości lodowisko. Krowom wpędzonym na nie z impetem, szybko się nogi rozjechały i tak rozkraczone pozostały na lodzie nie mogąc się ruszyć.

Trzy leżące na lodzie krowy ukazały się Józkowi, kiedy wyszedł z nowo ściętą choinką z lasu. Niezbyt go ten widok ucieszył. Biegiem ruszył do domu i z pomocą zaprzęgniętego konia krowy udało się jakoś ściągnąć z lodowiska. Winny tego zamieszania w miarę szybko został ustalony i Rysiek dostał ponowny łomot.

Ale, jako że nowa choinka dotarła do domu, część ozdóbek udało się z częściowo spalonej odzyskać, dziewczynki ubrały nowe drzewko, Marysia przygotowała kolację wigilijną, i cała szczęśliwa rodzina (z lekko pochlipującym Ryśkiem) już wczesnym wieczorem, prawie z pierwszą gwiazdką zasiadła do stołu i mogła zaśpiewać pełnym głosem: „Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony…”

Taka to świąteczna historia z happyendem 🙂 Mamy nadzieję, że Rysiek ostatecznie zapomniał o przykrych akcentach świątecznego dnia i pierwsza Wigilia Marcina odbyła się już bez zakłóceń i iście radosnej i rodzinnej atmosferze:)

Ciąg dalszy Józkowych historii oczywiście nastąpi 🙂

A ja jak zwykle zachęcam do czytania, komentowania i przekazywania kolejnych rodzinnych opowieści

Wasza paulap

PS. Ale furmanką ze szpitala? Z nowym rodkiem?! 😀 😀

Jedna myśl na temat “Cud Narodzin, wujek Józek, cz. 2

Dodaj komentarz